Przeczytałem połowę i odrzuciłem świadomie. Książka wzbudziła we mnie szereg refleksji stąd też 4 gwiazdki i komentarz. Powodem porzucenia lektury był fakt, że Autorka ma ewidentnie 4-5 poglądów które na kazdym kroku odmienia przez wszystkie przypadki- zatem nie ma sensu dalej brnąć w lekturę. Książka wywołała u mnie dysonans, bo sam jestem z pokolenia Twórczyni, a wiele mechanizmów znam z autopsji. Jednak paradoksalnie się z nimi nie utożsamiam. Główna teza jest taka, bo jest przepaść pomiędzy garstką dziennikarzy z tzw. świecznika (papierowe wydania, autorytety, grube ryby) którzy gardzą mediaworkerami, a Ci z kolei są solą dziennikarstwa, tyrają za grosze na śmieciowach i muszą pisać "gówniane artykuły" aby się klikało. Oprócz tego postawiono tezę, że redakcję wykorzystują młodych adeptów którzy zmuszani są do pracy ponad siły i poniżej talentu. Tutaj mam największe zarzuty. Nie można przejść obojętnie przed tym, bo gazetę nie kupujesz dla artykuły początkującego reportera a dla przeczytania opinii właśnie tego znanego twórcy. Oprócz tego, jeżeli ktoś twierdzi że musi tworzyć ogłupiający nic nie warty content, to trudno aby oczekiwał godziwego wynagrodzenia za wątpliwy produkt. Wychodzi z książki na to, że w dziennikarstwie jest nadpodaż osób aspirujących. Męczyła mnie również powracająca narracja, ze szczytem aspiracji młodych adeptów jest umowa o pracę. To w końcu wolny zawód co z założenia determinuje raczej wolne podejście niż reżim kodeksu pracy. Mam dużo doświadczeń z rynku prawniczego. Dużo mechanizmów się powtarza, szczególnie w zakresie wyzysku młodych aplikantow. Jest jednak różnica, gdy konkretną praca może być jasno wyceniona i są ustawowe obostrzenia w zakresie wykonywania zawodu. Tutaj tymczasem z jednej strony w czasie studiów lub tuż po, osoby z "świetnym piórem" najmują się do fabryk treści i są zdziwione że płacą marnie i robią marna robotę. Oprócz tego mam dość dużo wątpliwości co do skali. W książce opisana jest historia osoby która spalała się aby dostać staż w TVN 24 a jak jej mimo tego nie przyjęli, pozostała rozczarowana. Trudno wymagac że gdy chce się od razu osiągnąć szczyt to wszystko zostanie zrealizowane natychmiast. Ponadto mam wrażenie że Autorka nie dostrzega, że aby odnieść prawdziwy sukces i wyrobić sobie pozycję w tym zawodzie niestety z reguły trzeba wszytsko poświęcić. Jak się czyta historię np. z radiowej Trójki, to oni podobno spali po kanciapach, raczej nie założyli rodzin i siedzą w pracy permanentnie. Czy to dobry standard? Nie wiem, ja osobiście nie wybrałbym tego życia, ale rozumiem że niektórzy mogą tak wybrać. A szczytem marzeń Autorki jest umowa o pracę w Krytyce Politycznej. Uwaga spoiler: tam też nie było to standardem do niedawna. Oczywiście w książce jest szereg przykładów z tzw. świecznika (Tomasz Lis lub prof. Matczak średnio co 5 stron). To też jest męczące. Pełna zgoda, że nie ma akceptacji dla mobbing i chamstwa w pracy, ale są to raczej tanie zagrywki. Zastanawiam się dla kogo jest to książka. Czy jest raczej insajderska i skierowana do środowiska, czy też dla ludzi z zewnątrz. Po lekturze, mam ochotę odciąć się od wszelkich publikatorów, bo zgodnie z tezami Autorki- to siedlisko wszelkiego zła. Rozpocznę od Krytyki Politycznej, szczególnie że też była swego czasu miejscem kontrowersji. Poważnie mówiąc myślę, że najlepiej aby przeczytały książkę, młode osoby z małych ośrodków rozważających swoją kariere, aby pozbawiły się złudzeń, że model: przyjadę z małego miasta do Warszawy, skończę studia i od razu zacznę publikować w uznanej papierowej gazecie ważne teksty o aborcji i będę wyznaczać dyskurs publiczny, a w zamian będę pracował 8 godzin na etacie i od razu będę mieć zdolność kredytową. Nigdy tak nie bylo i raczej nie będzie. Polecam w zamian przeczytać np. biografie Urbana, ciekawie jest tam opisane środowisko dziennikarskie a realia pracy paradoksalnie nie są zbytnio różne.
Przeczytałem połowę i odrzuciłem świadomie. Książka wzbudziła we mnie szereg refleksji stąd też 4 gwiazdki i komentarz. Powodem porzucenia lektury był fakt, że Autorka ma ewidentnie 4-5 poglądów które na kazdym kroku odmienia przez wszystkie przypadki- zatem nie ma sensu dalej brnąć w lekt...
Rozwiń
Zwiń